DZIENNIK KAPITANA

23.06.2022
Drodzy Przyjaciele,

To co teraz piszę, to kontynuacja mojej dedykacji w Księdze pamiątkowej, której dokonałem w 2002 roku na okoliczność przekazania sterów Tawerny w ręce Marcina i Michała...taki to był oryginalny sobie "dar dla młodzieży", że posłużę się legendą.

Miałem wielką przyjemność powiedzieć parę okolicznościowych słów od serca, na naszym spotkaniu na pokładzie Tawerny 10 czerwca tego roku, we wzruszającej dla mnie szczególnie okoliczności rocznicy dwudziestopięciolecia istnienia lokalu.

Dokładnie rzecz wspominając, otwarcie Tawerny nastąpiło po majowym weekendzie 1997 roku, wydaje mi się, że był to poniedziałek 5 maja, bo chcieliśmy uniknąć na początek tłumów weekendowych, a to z racji kompletnego braku doświadczenia w prowadzeniu takiego interesu. Osobiście miałem pewne kompetencje merytoryczne do tematu z racji ukończenia w 1971 roku Conradinum w Gdańsku, czyli Technikum Budowy Okrętów, ale z gastronomii wiedzę czysto teoretyczną i intuicyjną.

Byliśmy bez wątpienia pierwszym pubem tematycznym w mieście i na dodatek o mocno, jak Częstochowę oryginalnym charakterze. Po prawdzie mówiąc, pierwotna nazwa miała być "Tawerna Róża wiatrów", ale uzmysłowiwszy sobie, że nazwa "tawerna" ma odniesienie wyłącznie do knajp portowych, dodaliśmy sobie lokalizację "port" i pogodziwszy wszystkich twórców, przyjęliśmy nazwę "Tawerna Port". Ortodoksom nazewniczym z branży żeglarsko-morskiej oddaliśmy satysfakcję dość przewrotnie, ale nikt nie protestował.

No a potem była fascynująca praca o której myślę wciąż i niezmiennie ze łzą w oku. To był prawdziwy rozkwit gastronomii na Dekabrystów, można doliczyć się było 14-16 lokali o jakże różnym charakterze, ale my zawsze i konsekwentnie trzymaliśmy charakter żeglarsko-marynistyczny. Dla podkreślenia tegoż przyjąłem, a wymyślił to Beny, tytuł Kapitana.

Leciały kolejne lata, a mnie coraz bardziej wciągały długie noce z piątku na poniedziałek w atmosferze beztroski i zabawy, koncertów szantowych, sylwestrów, fascynujących znajomości i innych okolicznościowych szaleństw. Tawerna mnie kompletnie zdominowała, kochałem tam być i priorytety, a i za tym moja hierarchia wartości stanęła na głowie.

Ale w życiu nie ma nic za nic, nie ma skutku bez przyczyny i skracając tę refleksję do absolutnego minimum, a Ci co bywali wiedzą o czym mówię, powiem wprost, że nabawiłem z tego wiania, bujania, kołysania, sztormowania "choroby morskiej" o objawach w postaci zaniedbań, zaniechań, złych uczynków i lekkomyślnych działań. Pewnie kogoś dotknąłem, uraziłem, zdenerwowałem i tym samym za wszystko niniejszym serdecznie przepraszam. Byłbym, niewiele wszak w takim żeglarstwie brakuje, wjechał na mieliznę, a może nawet zatopił jednostkę, załogę i pasażerów.

Na szczęście rzucili mi cumę moi Przyjaciele z Tawerny i Rodzina, udało się stanąć przy kei i sklarować pokład. Tak więc październiku 2002 oddałem stery Marcinowi i Michałowi, po czym oddałem się zajęciom stricte lądowym.

Niestety, przyszła nawałnica w 2005 pod postacią prohibicji wymyślonej przez ówczesnego prezydenta miasta Tadeusza Wronę, w ideologicznej formule wymyślonej pod założoną tezę o "sodomii i gomory" na "Deka".

"Wielka smuta na Deka", pomimo naszych starań trwała prawie sześć lat, to znaczy ideologicznie do 15 listopada 2009 /odwołanie w referendum prezydenta Tadeusza Wrony/ formalnie natomiast do początku 2012 .Tawerna pracowała wówczas w systemie "na telefon i hasło", bo przecież trzeba było lokal utrzymać przy życiu i zadbać o stałych Klientów. Marcin, ze stałym wsparciem Bosmana, (jego postać i szlachetna rola w historii Tawerny to osobny temat) wykazał się w tej kwestii mistrzostwem w gastronomicznym podziemiu, ja zaś zawsze wierzyłem w powrót do normalności, szczególnie po wyborach samorządowych wygranych przez Krzysztofa Matyjaszczyka.

Od początku, w walce z tą paranoiczną uchwałą pomagał Marek Balt, obecny eurodeputowany, który od początku konsekwentnie i autentycznie walczył na forum Rady Miasta o prawo i naszą godność. Takie to były czasy, a na marginesie dodam, że wówczas też rektor PCZ odciął akademiki od internetu, bo nie podobał mu się styl i sposób spędzania wolnego czasu przez brać studencką. Trudno uwierzyć - "komisarze moralności w akademikach", a jednak tak było.

Potem dokuczyła nam wszystkim pandemia, ale już jesteśmy na prostej i z wielką satysfakcją mieliśmy przyjemność zaprosić Was na koncert i jubileusz.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim Wam za życzliwość, wierność, zaufanie i wielką wyrozumiałość, to dla mnie powód do dumy i wielka satysfakcja. Powinienem był również na spotkaniu odczytać pełną listę Oficerów Tawerny, których to za szczególne zasługi dla lokalu mianowaliśmy w procedurze specjalnych uroczystości. Zrobię to przy najbliższej okazji jakiegoś spotkania, bo jednak to już około dwudziestu nominacji.

Jako samozwańczy i bardzo skromny zarazem Kapitan w stanie spoczynku mianuję rok 2022 Rokiem Tawerny Port i jeszcze coś w tej przestrzeni wymyślimy z Marcinem.

Pozostańcie w zdrowiu i do miłego.

Jacek Wrzalik
kapitan

09.06.2012
... i choć minęło pięć lat od symbolicznego zawieszenia działalności na czas "cienia czarnego ptaka" to nic się nie zmieniło, wciąż jesteśmy piękni, o parę lat mądrzejsi, kochamy morze i żeglarstwo, darzymy się wzajemnym szacunkiem i przyjażnią.

Dzieci nam porosły, kilkoro z nas odeszło na wieczną wachtę, wielu wyjechało z miasta za chlebem, a Tawerna Port przetrwała sztormy i nawałnice ludzkiej głupoty, hipokryzji i dzierżymordzia. A przetrwała też i dzięki Wam, coście w konspiracyjnym mroku i niewygodach wspierali ją swoją obecnością i groszem, i dzięki Wam, coście chore prawo w końcu zmienili.

Bardzo Wam wszystkim jestem za to wdzięczny, to były znaki, że trzeba przetrwać, bo to miejsce magiczne. Dane mi było w tym czasie przejść dwa udary i przeżyć, jak więc nie miałbym wierzyć w to, że Tawerna to rodzaj żywota, trudnego ale jakże szczęśliwego.

Wracamy zatem do klimatów i wyruszamy w rejs jak w 1997, a ja będę wypełniał dziennik w cyklu miesięcznym...
W końcu to rodzaj dziennika okrętowego być musi.

Jacek Wrzalik
kapitan

1997-2007
Miała nazywać się "Róża wiatrów", mogła nazywać się "Nostalgia", ale została ochrzczona "PORT". Bo port to miejsce do którego zawsze chce się dotrzeć, to szczęśliwy finał każdego rejsu. Morze przecież, to żywioł, który choć kochamy i szanujemy, bywa okrutny i bezwzględny i nigdy nie dba o nasze bezpieczeństwo.

Ukończyłem w 1971 roku zacne gdańskie "conradinum", budowałem okręty i tylko otarłem się o wielki ocean. Później losy oddaliły od morza, ale ten wirus, którym zaraził mnie w dzieciństwie mój stryjeczny dziadek, nieżyjący już komandor marynarki wojennej, tkwił we mnie i czekał na mój "wiek nostalgiczny".

I tak wczesną wiosną 1997 roku, tęsknota i wspomnienia, zmaterializowałem w postaci Tawerny. Dzięki wsparciu mojego szwagra i przyjaciela, Piotra, zrobiliśmy to z cała powagą dla majestatu morza, żeglarstwa i tych wszystkich szlachetnych ludzi, dla których te fascynacje to kawał "niedźwiedziego mięsa".

Z Tawerną związany jest nierozerwalnie pewien dramatyczny okres w moim życiu, kiedy zabłądziłem i straciłem z oczu to, co w życiu najważniejsze - godność, rodzina, przyjaciele...

... i wtedy poznałem najwartościowszą "istotę" tego miejsca - moich tawernianych oficerów. Moja żona Ala, Dorotka, Piotr, Zbyszek, Marcin, Michał, Marek, w subtelny i szlachetny sposób pomogli mi wyjść z kryzysu wartości i moralnego relatywizmu. Choćby dlatego warto było ten kawał życia spędzić z nimi...

Ze spokojem i optymizmem mogłem w 2001 roku przekazać "PORT" w ręce Marcina i Michała, którzy byli ze mną od początku. Radzą sobie świetnie i cenię sobie niezwykle to zaufanie jakim obdarzają mnie Kapitana w stanie spoczynku.

Ile w Tawernie złamało się serc - nie wiem, ale byłem na kilkunastu ślubach jej członków załogi, którzy poznali się właśnie tutaj. Niektórzy zaglądają tu już z własnymi dziećmi ...

Przyjdź, ugościmy cię z przyjemnością, wierzę że pokochasz to miejsce jak ja i wielu, wielu innych. Największym skarbem Tawerny są jej goście i stała załogo.

Jacek Wrzalik
kapitan



Zbyszek©2012www.contium.pl